SŁUBICE Moda na rękodzieło

Zapalona dziewiarka

Koce, swetry, czapki, czy maskotki. Wszystko pięknie robione na drutach przez słubiczankę Jolantę Mazurek. To pasja, która pochłania każdą jej wolną chwilę

– Mogłabym na drutach zrobić wszystko, nawet kombinezon dla męża. Jedynym ograniczeniem jest czas, którego mi nie starcza – mówi pani Jola. – Niektóre kobiety mają w oczach żar, jak kupują sobie nowe buty, ja podobnie reaguję na włóczkę. Z drutami chodzę do pracy, na grilla, jadę na urlop. Nie rozstaję się z nimi. Jestem uzależniona. Jedni do tego przywykli, a inni dziwią się, że wszędzie mam je ze sobą – śmieje się.
Od kiedy robi na drutach? To hobby przekazywane w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie. – Mam w głowie obraz babci, która robiła na drutach, ale sama zaczęłam uczyć się tej sztuki od mamy. Podkradałem jej parę rzędów, gdy robiła np. swetry – mówi słubiczanka.
Jak tłumaczy, robienie na drutach uczy samodyscypliny, logicznego myślenia, cierpliwości ale też wycisza i odstresowuje. Dlatego pani Jola swoją pasją zaczęła dzielić się z innymi. To, co robi pokazuje nie tylko w mediach społecznościowych. Założyła też specjalnego bloga „Babojolowy zawrót głowy” (www.babojola.blogspot.com), na którym publikuje filmiki, stara się uczyć wszystkich, którzy chcieliby chwycić za druty. – Filmik z czapką w kłoski jest hitem tej jesieni. Na youtube ma 21 tysięcy wyświetleń – cieszy się. Przez Internet chce nie tylko udokumentować to, co robi, ale także nawiązać kontakty z innymi pasjonatami robienia na drutach, skorzystać z porad.
W pasji pomaga jej mąż. Montuje filmy, pomaga ze zdjęciami. – Często spieramy się, jak to wszystko ma wyglądać, ale zawsze efekt jest cudowny. Po 25 latach małżeństwa stanowimy bardzo zgrany duet – mówi.
Plany? – Bardzo chciałabym założyć sklep, pasmanterię, w której od podłogi do sufitu byłyby włóczki. Ale nie wiem, czy takie miejsce utrzyma się w małym mieście – zastanawia się słubiczanka. – Zrobimy to – wtrąca od razu jej mąż.
ROBERT WŁODEK