To była piękna przygoda
Z Agnieszką Lipską, po premierze „Sztuki kochania”, rozmawiał Ryszard Waldun
R.W. Jak doszło do tego, że wystąpiłaś w filmie “Sztuka kochania”?
A.L. Przeczytałam ogłoszenie w jednej z lokalnych gazet, to był artykuł mówiący o tym, że 24 kwietnia zeszłego roku, w Gminnym Ośrodku kultury pod “Morwą” w Lubniewicach, odbędzie się casting do filmu “Sztuka kochania” w reżyserii Marii Sadowskiej.
Na początku przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym wziąć udział w takim wydarzeniu. Postanowiłam przeczytać ogłoszenie starszej córce i zaproponowałam jej by pojechała na ten casting i spróbowała swoich sił. Córka zgodziła się i wraz z koleżanką pojechały w ciepłe, niedzielne popołudnie do ośrodka “Pod Morwą”.
Młodsza z córek również chciała spróbować swoich sił. Wraz ze znajomymi zawieźliśmy ją do Lubniewic. No i na miejscu wszyscy zachęcali mnie, abym ja również wypełniła formularz zgłoszeniowy. Po krótkim namyśle zgodziłam się. Do środka weszłam razem z dziećmi.
Na początku każdemu z nas zadano krótkie pytania o różnym stopniu trudności. Następnie odbywały się próbne sesje zdjęciowe. Przesłuchań dokonała siostra reżyser Marii Sadowskiej. Na koniec usłyszeliśmy następujące zdanie, cytuje: “Proszę czekać, jeżeli zadzwoni ktoś z Warszawy to można liczyć na jedną z ról”.
R.W. Nie bałaś się?
A.L. Na to pytanie mogę jasno odpowiedzieć, że nie. Podeszłam do tego castingu bardzo swobodnie i bez stresu, bo to była spontaniczna decyzja, w której nie pokładałam dużych nadziei, wręcz przeciwnie – kibicowałam moim córkom, dlatego ogromnym szokiem był dla mnie telefon otrzymany po trzech tygodniach z Warszawy.
Z czystym sumieniem mogę przyznać, że zupełnie zapomniałam o tym castingu, bo – tak jak mówiłam – nie wierzyłam w sukces. Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie i nigdy nie spodziewałam się, że uda mi się odegrać jedną ze scen w tak wspaniałej obsadzie aktorskiej, na wysokim poziomie.
R.W. W jakiej scenie wzięłaś udział?
A.L. Miałam zaszczyt wziąć udział w dwóch scenach, które postaram się krótko opisać. Pominę czas przygotowań do scen, chociaż nie ukrywam, że było mi bardzo miło, kiedy tyle osób brało udział w stylizowaniu mojej osoby.
Przechodząc już do sceny pierwszej -to odbyła się ona na tarasie widokowym przy zamku w Lubniewicach. Przydzielono mi partnera, z którym musiałam odegrać scenę dancingową. Był to bardzo długi czas ćwiczeń, trwało to około pięciu godzin. Odczuwałam już spore zmęczenie, jednak nie poddałam się i wzięłam udział w kolejnej scenie, gdzie moim zadaniem było zejście po długich schodach wraz z partnerem i udanie się w ustronne miejsce. W połowie odgrywanych scen był czas na wspólny posiłek. Całość trwała do godzin rannych i pozostało nam już czekać tylko na publikację filmu.
R.W. Jakich aktorów poznałaś?
Na planie filmowym miałam okazje poznać profesjonalnych aktorów, większą część obsady reżyserskiej (byli to między innymi: Magdalena Boczarska, Maria Sadowska, Eryk Luboś, Wojciech Mecwaldowski, Anita Jancia ) oraz wspaniałe grono statystów.
R.W. Czy byłaś na premierze filmu i jakie odczucia odniosłaś podczas seansu?
W Warszawie nie miałam przyjemności się pojawić, ale oczywiście, kiedy tylko film pojawił się w kinach, bez zastanowienia pojechałam. Ogólne wrażenie jakie odczułam było pozytywne. Film wpadł w mój gust, był na wysokim poziomie, oglądało się go przyjemnie, w gronie przyjaciół, u boku małżonka. Kilka scen wprawiło mnie w zabawny nastrój, ale były też sceny o charakterze refleksyjnym.
Chciałabym jeszcze dodać, że czułam ogromną dumę i wzruszenie, kiedy miałam okazję przez ułamek sekund zobaczyć siebie na tak dużym ekranie.
R.W. Chciałabyś wziąć udział jeszcze raz w jakimś filmie?
A.L. Myślę, że kariera aktorska nie jest moim życiowym powołaniem. Była to wspaniała przygoda, która na zawsze będzie dla mnie pamiątką. Udało mi się nabyć nowych doświadczeń, ale to na obecną chwilę w zupełności mi wystarczy.
Polecam wszystkim spróbować swoich sił, są to cudowne przeżycia, które na całe życie zostaną w sercu.
R.W. Ile osób z Sulęcina, oprócz Ciebie, brało udział w filmie?
A.L. Pani Mila Tyliszczak, Adrianna Wienskiel-Banak i dziecko, przepraszam ale nie pamiętam nazwiska (to scena, w której na rekach trzyma je Eryk Lubos).
R.W. Komu chciałabyś podziękować, za to że trafiłaś do filmu, który jest w naszym kraju taki głośny?
Przede wszystkim moim dzieciom, znajomym, mężowi, którzy od początku do końca wspierali mnie oraz dodawali otuchy w moich działaniach.
R.W. Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Tekst Ryszard Waldun
foto arch. Agnieszka Lipska