SŁUBICE Wspomnienie po lAbiRynCie

ZPAFSzczęśliwe chwile stanów chwilowych

Zakończyła się VI edycja Festiwalu Nowej Sztuki lAbiRynT, a wciąż przyłapuję się na tym, że wracam myślami do tego weekendu. Przeżywaliśmy bowiem przez trzy dni wspólnie święto sztuki w Słubicach i Frankfurcie nad Odrą. Dwóch miastach, które dzięki m.in. takim inicjatywom jak ta, stają się jednym miejscem, jednym miastem

„Stany chwilowe” to temat rzeka. Na podane przez kuratorów festiwalu hasło tegorocznej edycji, twórcy odpowiedzieli pracami zadziwiająco różnorodnymi. Bo tak, jak to w świecie sztuki bywa, ilu artystów, tyle artystycznych wypowiedzi. Za pomocą najróżniejszych więc plastycznych środków wyrazu, stworzyli dzieła i zaprezentowali je w festiwalowy weekend.
Na samym początku wszyscy zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę, bo na pierwszy ogień przyszło nam się zmierzyć z różnorodnymi w swej formie pracami kilku międzynarodowych twórców, którzy wspólnym wernisażem, pod szyldem „W trakcie”, otworzyli pierwszą tego dnia wystawę prac.
Od tej chwili czas nagle przyspieszył, a kolejne wydarzenia toczyły się już lawinowo. Po następnych wernisażach uczestniczyliśmy w promocji książki Jerzego Olka „Zobaczyć idealne, czyli bezkresy kresek”. W końcu, późnym wieczorem, nastąpił odpoczynek dla oka, lecz nie dla ucha. Wykłady: Antoni Porczak – „Dwa paradygmaty sztuki”, Leszek Maluga – „Porządki chwilowe”, Grzegorz Sztabiński – „Sztuka a świat dyskursów”. I jak tu zasnąć po takim wieczorze?
Kolejny dzień ze sztuką pod rękę i w chłodny, lecz pogodny, poranek tłumnie wmaszerowaliśmy do pustostanu by obejrzeć prace Adama Czerneńko – „Fałszywe przestrzenie” i trójwymiarowe fotografie oraz cykl fotografii: „Ławeczka” Ani Panek-Kusz, która jest nie tylko kuratorem Galerii OKNO w Słubicach i patronką wielu kulturalnych inicjatyw w regionie, ale także od wielu lat czynną artystką fotografikiem.
Kolejne wernisaże i wystawy posypały się lawinowo. Należało rozłożyć siły i ważyć emocje, aby nie umknęło naszej uwadze nic ważnego. Animowane filmy Wojtka Skowrona czy studiowanie i nakładanie ruchomych, przenikających się płaszczyzn miejskiego pejzażu w malarskich pracach Thomasa Hellingera – „Fragmentacja przestrzeni” mogą świadczyć jak różnorodny może być język artystycznej wypowiedzi. Jakże ciekawie zapowiadały się zmagania z przestrzenią warsztatu samochodowego poznańskiej malarki Justyny Miklasiewicz oraz słubiczanina Tomka Fedyszyna. Tytuł prezentacji Justyny Miklasiewicz – „Quadrillage” (hiszp. „siatka), uosabiać miał „wieloczasowość” teraźniejszości, w której żyjemy (instalacja z taśmy ochronnej), podczas gdy tymczasowe obrazy Tomka Fedyszyna ożywały pod wpływem zmieniającego się światła.
Gdy po ożywiającym lunchu złapaliśmy drugi oddech, czekała nas kolejna gratka: otwarcie wystawy uczestników „Akademii Fotografii i Multimediów lAbiRynT”. I jakby oku i uszom było mało, czekał nas koncert wyrafinowanych obrazów i dźwięków na Uniwersytecie Ludowym we Frankfurcie i w słubickim SMOK-u – recital Dawida Gębali.
Przedostatni akord tegorocznego lAbiRynTu, to Dolina Uradu. Urzekający, malowniczy krajobraz i powstający tam piękny dom, to m.in. miejsce przyszłych spotkań artystów – tak twierdzi główny filar festiwalu – pani kurator. Leśna cisza natomiast, w połączeniu z klasyczną muzyką graną na żywo, daje wspaniałe doznania. W zimny poranek gorąca kawa oraz kanapki zaspokajają zupełnie inny głód – ten całkiem przyziemny. Ostatnie tego dnia wernisaże cieszyły oko i radowały serce. A wykłady i wspólny posiłek we foyer Collegium Polonicum na koniec VI edycji Festiwalu Nowej Sztuki lAbiRynT, dopełniają i sycą najbardziej wybredne gusta.
PIOTR PARANIAK