6 grudnia w przedszkolu i w szkole było jakoś inaczej…
Od rana w szkolnych murach wyraźnie wyczuwało się wszechobecne podniecenie wśród dzieci. Powód był oczywisty – niecierpliwe wyczekiwanie starszego Jegomościa z siwą brodą w czerwonym płaszczu, który miał przybyć z furą kolorowych prezentów. Tego dnia najczęściej zadawane pytanie na lekcjach brzmiało: „Kiedy przyjdzie Mikołaj?”
I wreszcie… zziajany, sfatygowany –pojawił się Siwobrody w przedszkolu, a później w progach szkoły. Tłumaczył, że dodatkowo jego siły osłabiły domowe wizyty o świcie u najgrzeczniejszych dzieci na całym świecie, także u kołczyńskich. Mówił prawdę, bo dzieciaki po kątach przechwalały się jedno przed drugim, że o poranku coś tam znalazły pod poduszką.
Dzieci powitały Mikołaja radosnym, bardzo gromkim okrzykiem, że omal ściany nie popękały. Dyrektor Beata Brzezińska posadziła honorowego gościa na miękkim krześle. A kiedy odetchnął, przyznał, że wziął ogromny kredyt, uczynił pustki w niejednej hurtowni zabawek i słodyczy, aby wywiązać się z obowiązków, jakie na nim ciążą, bo święty nie zawodzi i nie zapomina o żadnym dziecku. Później dzieciaki podchodziły do najsympatyczniejszego tego dnia gościa i z błyskiem w oku odbierały paczki. Przytulały się do niego, jedne mocniej, drugie mniej. A swą grzeczność i wdzięczność wyrażały rysunkami i piosenkami. Każda klasa zaprezentowała coś miłego, Mikołaj usłyszał piosenki o sobie, kolędy i zebrał obrazki od pierwszaków. Nie krył wzruszenia i zadowolenia. Święty obiecał przybyć do Kołczyna za rok, jeśli dzieci będą nadal takie grzeczne (red.).